poniedziałek, 13 lipca 2020

Mamma Mia!

Dzisiejszy post jest o customach - miałam zamiar pokazać jeszcze jednego konika, ale niestety klej mi wysechł i nieszczęśnik będzie musiał jeszcze trochę poczekać na nową grzywę.
Tymczasem tak jak obiecałam spieszę z wyjaśnieniem co u Ziko. Udało mi się ponownie odgiąć mu nogi do pozycji wyjściowej, co okazało się o wiele prostsze niż myślałam (wystarczyło wepchnąć mu inne figurki między nogi i poczekać kilka dni). Próbowałam także wykorzystać cieplejszy czas, żeby wygiąć go wedle własnego widzimisię i odgiąć mu tę okropną lewą przednią nogę - w tym celu sprawiłam mu poplątany stelaż.
W tle widać jakże subtelny worek na śmieci, w którym trzymam nożyczkowane gumiaki
Niestety nic to nie dało. Tak oto wrócił do niemalże tego samego punktu, w którym był na ostatniej sesji. Znowu powoli go sobie skrobię, tym razem jednak postanowiłam zabrać się do niego bardziej konkretnie, skupiając się na pojedynczych częściach ciała, a nie, jak dotąd, na całym koniu. Może to jakoś przyspieszy pracę nad nim; niestety okazuje się, że będzie przy nim więcej rzeźbienia, niż się przedtem spodziewałam.

Drugim (i ostatnim) customem na dziś jest Mia.
Na początku strasznie, strasznie miałam jej dość. Skończyłam poprawiać owego wspomnianego na początku ogiera, który czeka na nowe owłosienie i nabrałam ochoty na dalsze malowanie. Specjalnie wybrałam prostą maść, żeby zrobić ją szybko i się nie zniechęcić, co w przypadku malowania zdarza mi się za każdym razem gdy chwycę za pędzel. Mimo to już po kilku dniach nakładania białej farby na całego konia, miałam serdecznie dość.
Chyba większość osób początkujących nakłada zbyt grubą warstwę farby lub zbyt gęstą farbę. Ja mam zupełnie odwrotny problem - nakładam cienkie warstwy zbyt rozwodnionej farby (oczywiście przedtem zepsułam kilka breyerów nakładając zbyt grubą i robiąc smugi). Jednak kiedy po raz kolejny odczekałam grzecznie, aż konik wyschnie i nałożyłam kolejną warstwę, tylko po to, żeby zobaczyć, że włoski nadal są jakby prześwitujące, stwierdziłam że to ostatnia biała warstwa i tyle - doporowadzało mnie do szału, że z jednej strony konik wygląda na dobrze pomalowanego, a z drugiej ciągle mam wrażenie, że potrzeba kolejnej i kolejnej warstwy. Zapewne mogłabym tego uniknąć, używając primera, ale mam z nim niezbyt dobre doświadczenia i nie chciałam zniszczyć modelu.
Z braku bardziej podobnych kolorystycznie farb użyłam bardzo rozwodnionej, beżowej farby (jak widać już od paru ładnych lat zaschniętej). Nie był to tak naprawdę eksperyment, bo w podobny sposób zrobiłam różowy nochal konikowi o którym wspominam tu już trzeci raz, a którego dzisiaj nie pokażę.
Następnie żółtą warstwę powlekłam cienką warstwą białego i jak wydać wyszło aż zadziwiająco dobrze, jak na to, że nie miałam właściwego koloru.
W tym wydaniu bardzo przypominała mi aniołka, zastanawiałam się nawet przez jakiś czas, czy nie zostawić jej takiej maści.
Ostatecznie jednak domalowałam jej na skórze kropeczki (które moim zdaniem nie wyszły zbyt dobrze) i pomalowałam kopytka na szaro.
A potem namalowałam jej szare tęczówki.
Wyszło trochę gorzej niż poprzednio, ale i tak nie jest bardzo źle. Do oczu zwykle używam średniej wielkości pędzla, który ma magiczny zadzior na końcu włosia. Niestety najmniejszy pędzelek nijak się do tego nie nadaje, jest za gruby i łatwo się rozczapierza.
Potem przyszedł czas na kropki. Muszę przyznać, że przy tym elemencie najbardziej się denerwowałam - jak dotąd wszystko szło dobrze i nie chciałam niczego zepsuć przy w ostatnim momencie. Już kiedyś próbowałam ubarwić taranta (który nie wyszedł zbyt dobrze), więc wiedziałam, że to trochę trudniejsza rzecz niż napacianie takich sobie kropek gdzie się chce.
Tym razem jednak użyłam całej masy zdjęć referencyjnych i w zasadzie jedyne kropki, które wyszły źle, to te na nogach. Ta mała ma nóżki niestety nieco zbyt grube (dzięki czemu na twardym, równym podłożu jest stabilna mimo niezbyt szerokiego rozstawu - na podłożu takim jak folia bąbelkowa, jak się okazało, niestety już tak stabilna nie jest) i dobrym malowaniem zapewne mogłabym je optycznie wyszczuplić, a teraz wydają się jeszcze grubsze niż były.
To nie jedyna rzecz, z której jestem niezadowolona. Włożyłam masę starań, żeby białaska nie ubrudziła się od czegoś - jak widać w trakcie malowania trzymałam ją nawet przez papier toaletowy. Czekanie przepisowych 48h do spsikania werniksem było prawdziwym wyzwaniem.
Jednak po użyciu werniksu straciłam czujność i zostawiłam ją na folii bąbelkowej, na której stało już zapewne bardzo wiele innych przemalowańców. Niestety werniks, którego używam, jest już stary i ostatnio zasycha strasznie długo, a przedtem jest bardzo klejący.
I oto efekt: z lewej strony koń. jest. brudny.
Drugim błędem, który popełniłam - a może pierwszym, bo popełniłam go najpierw - jest słaby perpping, a raczej jego brak. Zdarłam jedynie napisy na brzuchu, bo przez to, że zakwalifikowałam małą jako figurkę przy której nie ma niczego do ściachania, zupełnie o preppingu zapomniałam i zaczęłam ją już malować, kiedy mi się przypomniało.
Stąd nieładny zadzior na prawej przedniej nodze, którego nie usunęłam.
Ogonek ma od góry widoczną jakąś czarną kropkę, ale na szczęście nie jest to znacząca rzecz, zwłaszcza, jeśli porównać do reszty moich błędów.
Inne błędy nie są tak istotne, bo tyczą się po prostu tego czy komuś podoba się jak źrebak wyszedł, czy nie. Przykładowo na prawym przednim stawie nadgarstkowym jest kropka namalowana przy użyciu zbyt grubej warstwy czarnej farby.
Jestem naprawdę, naprawdę zła, bo ten źrebak mógłby być perełką wśród moich tworów, ale jak już pisałam, ma mnóstwo błędów na tyle poważnych, że obniżają cenę - bo oczywiście mała jest na sprzedaż. Denerwuje mnie to tym bardziej, że poświęciłam jednak sporo czasu na różne malutkie bździdełka, byle wyszła jak należy.
Wiem, że ktoś może zarzucić mi niezbyt dobre oddanie maści. Nie jestem aż tak dobra, żeby powiedzieć czy tarant może mieć jednokolorową grzywę i kopytka albo czy wzór kropek zgadza się z istniejącymi wariantami. Sądzę jednak, że nie jest to aż tak duża wada - po prostu jeśli komuś mała się spodoba, to się spodoba, a jak nie, to nie.
Nadałam jej imię Charlotte. Chciałam wybrać coś bardziej kojarzącego się z aniołami, jednak kiedy dowiedziałam się, że to miano jest także określeniem pewnego rodzaju deseru, uznałam, że jej pasuje.
A teraz dla odmiany coś, z czego jestem dumna. Kopytka pomalowałam przy pomocy nowo wymyślonego sposobu i muszę powiedzieć, że wyszły naprawdę nieźle c:
Niestety mój aparat jak zawsze nie mógł zrobić właściwego przybliżenia, bo są za małe .-.
Wydaje mi się jednak, że po odpowiednim wykadrowaniu coś tam widać.
Oczywiście mogłoby być lepiej, ale to dla mnie bardzo duży krok do przodu :)
Chętnie poczytam, co Wy sądzicie o Charlotte c: Ja sama, chociaż cały czas narzekałam, to w gruncie rzeczy jestem dumna z tego, jak wyszła. Po prostu żal mi tych okropnych niedoróbek...

24 komentarze:

  1. Mi tam się podoba - dzięki dopracowanemu pyszczkowi i kopytom nie wygląda jak model od czapy maźnięty farbą, a jak custom z prawdziwego zdarzenia. Odchodząc trochę od tematu - skąd bierzesz cierpliwość do sprzedaży swoich modelarskich wytworów? Mnie osobiście krew zalewa, gdy ktoś się teoretycznie interesuje, dopytuje, rezerwuje, a potem nie odpisuje. Jakieś protipy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję c:
      Mówiąc szczerze dotąd nie miałam zbyt wielu chętnych, więc można powiedzieć, że na razie ten problem mnie nie dotyczy. Może pomogłaby rezerwacja płatna (tj. jakiś procent ceny) i określony czas, po którym rezerwacja mija?

      Usuń
  2. Jest naprawdę bardzo ładny! Może mi osobiście brakuje cieni, ale jest naprawdę bardzo ładny! Tak trzymaj!
    Pozdrawiam Katarzyna ze Stajni Pegaz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję c: Nie wiem za bardzo jak robić cienie na białym, słyszałam o cieniach na czarnym, ale sama nie wiem... Każdy inaczej definiuje cienie i oststecznie nie do końca rozumiem, co to w ogóle jest .-.

      Usuń
    2. Może chodzi o cieniowanie pastelami suchymi? Ale rzeczywiście, sama też się gubię o co właściwie chodzi z cieniami :/.

      A tak ogólnie to przepiękny customik :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Dziękuję bardzo ^^ Nie zauważyłam przedtem tego komentarza :o

      Usuń
  3. Śliczny custom. :3 Źrebak wyszedł Ci naprawdę uroczo. ^^
    A co do werniksu, to polecam troton matowy, jest tani (w okolicach 14 zł) i naprawdę dobrze się sprawdza. Szybko wysycha, naprawdę, tak bardzo szybko. Musisz jedynie nałożyć dwie warstwy, jak będziesz wykańczała model. A jak Twój model się klei to możesz ze spokojem ten model spryskać właśnie trotonem i powinien się już nie kleić.
    A co do ustawiania kończyn, to widziałam, jak niektórzy stosowali metodę gorąca i zimna woda. Podobno działa, osobiście jeszcze nie próbowałam tej metody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym że oka właśnie tak próbowała... I wróciły do poprzedniego kształtu niestety :/

      Usuń
    2. *ona, przepraszam... I LUv AuToKOreKtA

      Usuń
    3. Słyszałam, że można usztywnić tak wygięte nóżki drutem od środka.

      Usuń
    4. Też tak można, na kanale Stajni Tenebris jest chyba nawet krótki tutorial o tym. Ogólnie jest wiele sposobów, ale nie zawsze działają, więc trzeba próbować do skutku. :c
      I tak, autokorekta bywa piękna. XD

      Usuń
    5. Bardzo dziękuję za wszystkie rady C:
      Gorąca woda to najbardziej denerwująca i humorzasta metoda, ogółem mam jej dość; z kolei drucik stosowałam w przypadku innego modelu, ale to strasznie dużo rozgrzebywania i babrania się- więc myślę, że Ziko po prostu będzie miał takie nogi i trudno.

      Usuń
  4. A konika podziwiam za kropki na mordce i już :v

    OdpowiedzUsuń
  5. Śliczny ciapek! Uwielbiam patrzeć na Twoje customy, bo z każdym następnym są coraz ładniejsze.
    Jestem osobą, której po prostu ta klaczka się podoba i już. Ma jakieś tam wady, ale nie przyćmiewają jej uroku. Podziwiam za rozmieszczenie kropek, bo naprawdę wyglądają realistycznie. Kopytka też piękne ^^
    Gratki takiej udanej pracy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to słyszeć, ogółem dziękuję za komentarz, bardzo motywujący :)

      Usuń
  6. Wiesz że jestem nią zachwycona. Cudo. <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękny, jak zawsze. Ajuż w ogóle pyszczek :3

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja przyznaję, że wyrwało mi się „wow” oglądając zdjęcia konika. Wybrałaś naprawdę rzadką maść i nie nazwałabym jej łatwą - myślę, że łatwo było tu zepsuć kształt plamek i uczynić konika bardzo niechlujnym i nierealistycznym, Ty natomiast świetnie poradziłaś sobie z kropkami, naprawdę jestem pod dużym wrażeniem. Plus maluch jest przeuroczy z tym zaróżowionym pyszczkiem:3
    No ogółem mi się podoba:D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń