poniedziałek, 13 listopada 2023

Moja armia 26 (część 2/2)

 

Nadeszła w końcu pora na część drugą tej mojej pociętej hałastry (część pierwsza - klik).

Zapnijcie pasy, ruszamy dalej w tą sentymentalną podróż.

14. Tego gościa zapewne pamiętacie, bo swego czasu wywołał niemałe poruszenie na blogu. Tak, jest to dawny Fatan, a dzisiejszy Hero.
tak wyglądał zanim zdarłam mu grzywę
Był już wprawdzie skończony, ale spójrzmy prawdzie w oczy, no nie wyszedł dobrze. A że gościa lubię, to nie mogłam przełknąć tego jak wygląda i ponownie wzięłam go w obroty. W planach jest wygładzanie, zmiana malowania (myślałam o czymś podobnym, np. maści czerwonobułanej) i ogólna poprawa jakości. Trzymajcie za niego kciuki, oby tym razem miał więcej szczęścia.

15. Ta panienka może nie wygląda c'x Ale była niegdyś klaczą dartmoor z zestawu ze źrebakiem 42423 (córkę przedstawiałam tutaj).
źródło
W jej przypadku zdecydowałam się wziąć za poważniejszą przeróbkę. Z użyciem apoksy, drutów, etc. A jako że nie umiem kompletnie w te klocki, to prace stanęły w martwym punkcie.
Jakimś cudem nie zgubiłam jeszcze głowy, jednak w trosce by tak pozostało postanowiłam nie brać tej części na sesję.

16. Klacz z psem, na razie pozostaje nietknięta. Wrzuciłam ją do worka z resztą gumiaków to i w nim była, ale na razie to tyle. Trochę sama siebie nie rozumiem, bo skoro ona tu jest to wypadałoby dodać i inne nietknięte konie do przeróbki, a tego nie miałam zamiaru robić. Co robi na tej sesji, nie wiem.

17. Bûtengewoan, Tango i inne dziwaczne imiona, które mu nadałam... Custom jak świat stary.
 
Ba; mój pierwszy custom.
 
Jego historia przedstawia się tak, że najpierw przerobiłam go, dbając o liczne detale i dokumentując każdy krok, a następnie pochłonął mnie post na jego temat, który w zasadzie stał się postem o kasztanowatych fryzach. Zdobyłam całą masę informacji, z czego sporą część opisałam w samym poście, a potem postanowiłam napisać jeszcze więcej, między innymi wymienić wszystkie znane mi rude fryzy wraz z takimi szczegółami, jak to do których ksiąg były wpisane.
 
Jakbyście jeszcze się nie zorientowali - miałam fizia na punkcie tych rudzielców. Zostały moją  hyperfiksacją 
(hyperfiksacja - stan w którym osoba z adhd skupia się na obsesyjnym zdobywaniu informacji na jakiś temat, spędzając w ten sposób wiele godzin pod rząd, nierzadko zapominając o jedzeniu, piciu, śnie i reszcie Bożego świata. Inną z moich hyperfiksacji był niegdyś rollkur).
 
Ironman, jeden z kryjących ogierów fryzyjskich - źródło
Jako że był to akurat czas zdalnych, to mogłam zaraz po lekcjach usiąść do poszukiwań i tak przez kilka tygodni traciłam całe popołudnia, znajdując nowe fryzy i szukając informacji na ich temat. Osobiście pisałam maile do właścicieli, twórców stron na ich temat, dostałam się do grupy na fb, gdzie właściciele kasztanów dzielą się swoimi pociechami. 
Innymi słowy zrobiłam ogromny research, poznałam konie, na których temat powszechnie nie wiadomo niemalże nic, jak Messiah, Ramona, Cleo KO czy tajemnicza córka Renoira. Twórca strony ze zdjęciem niewiadomego pochodzenia specjalnie dla mnie zadzwonił do byłej właścicielki jednej z klaczy, by potwierdzić kto był na zdjęciu. Wprawdzie nie prosiłam go o to, ale to pokazuje ile ludzi poruszyłam w swoich poszukiwaniach. 

Niestety zanim zgromadziłam wszystkie potrzebne szczegóły odnośnie koni, a tym bardziej nim zdążyłam te szczegóły spisać w formie posta, skończył mi się związany z hyperfiksacją burst dopaminy i tak oto projekt fire friesians upadł.

Próbowałam opisać sam custom osobno, ale najpierw na żadnej sesji nie chciał wyjść w prawdziwym kolorze, a potem mój komputer postanowił się zepsuć połykając wszystkie dane. Następnie z konia zaczęła zdzierać się farba i koniec końców posta ,,po" się nie doczekał.

Jest bardzo dokładnie pomalowany, z jaśniejszymi końcówkami grzywy, ciemniejszą farbą w zagłębieniach, szarą skórą nawet w pachwinach. Jedynie źrenic nie zrobiłam - za bardzo bałam się, że to zepsuje model.
zdjęcia z posta, w którym go pobieżnie przedstawiłam
Tutaj z kolei przemiana szyi... Koń miał nad wyraz wielką ,,gulę" z lewej strony, toteż ją ,,znożyczkowałam", żeby doprowadzić grubość do porządku. Niestety wygładzenie struktury szyi mnie przerosło, bo przy każdej próbie wyrównania nożyczki podskakiwały robiąc coraz wyraźniejsze ząbki. Próbując wygładzić konia nie spostrzegłam, że szyja stała się wręcz zbyt cienka, a jak to powiedział za Fredrą Bronisław Pawlik łatwiej kijek pocieńkować, niż go potem pogrubasić.
Na zdjęciu powyżej widać także wyraźnie, że farba odpada, jest gumowata i da się ją wręcz zedrzeć... dziwi mnie to i nie dziwi, bo użyłam farby z zestawów kreatywnych Breyera i niby nigdy przy breyerach mi się tak nie zdarzyło, ale też nie spodziewam się jakiejś wybitnej jakości po akrylach z zestawów kreatywnych.
Zobaczymy co się z niego zrobi, na razie ogier powrócił do worka z gumiakami.


18. Gerda, koń szwarcwaldzki, którego zakupiłam od Wolfhorse Studio. Na razie jestem na etapie zdzierania grzywy, ale podobnie jak kare schleiche jest twarda jak kamień.
W odróżnieniu od tamtych zrobiono ją nie z czarnej, lecz z dużo jaśniejszej masy, co już widać, jako że została przeze mnie ,,napoczęta". Co do niej plan się nie zmienił - chcę przerobić ją na szwarcwalda, tylko (oby) nieco lepszego.

19. Moje zamiary odnośnie andaluzki, którą dostałam dwa lata temu, również pozostają bez zmian. Podobnie jak Gerda nie przeszła jeszcze jakichś szczególnych przemian, jedyne co to porysowałam jej grzywę (delikatnie zmieniając przy tym linię szyi) i zdecydowanie za krótko obcięłam jej ogon. 
Czy tego chce czy nie, zostanie tym andaluzem.

20. Klacz, której nigdy nie przedstawiałam, czyli panienka knabstrup od Collecty.
Dostałam ją stosunkowo niedawno, nie pamiętam już dokładnie o co w tym wszystkim chodziło, ale było jakieś zawirowanie z dwoma konikami, które kupiła moja siostra, a jednemu z nich mój pies pogryzł ucho i nogę.
Tak czy owak ta z uszkodzonym uchem dostała się mnie, a mi w to graj, bo moim zdaniem po tym nieszczęśliwym wypadku ucho wygląda dużo bardziej realistycznie niż przed.
Na razie poza operacją ucha przeszła jedynie przez zabieg obcięcia grzywy i ogona, ale moim zdaniem w kwestii wyglądu dało jej to niezwykle dużo. Przedtem wydawała mi się taka sobie, teraz widzę że ma bardzo fajną kłodę i kształtny zad. Jednak grzywa sporo zmienia w wizerunku.
Muszę jeszcze pozbyć się jedynie tego zadziora z przodu, który nadal zniekształca jej szyję (patrz wyżej) ale na pewno będę kombinować coś w kierunku krótkiej grzywy, nie wiem nawet czy nie zostawię jej takiej ściętej na zero. 
Nie mam pojęcia co jeszcze będę zmieniać, na pewno nadam tej damie nowe kolorki i zobaczę co zrobić z wygiętą od ząbków nogą.

21. Klacz rasy exmoor... em.. znaczy się ogier. Nadal mi się myli, mimo że dosłownie mam to na zdjęciu :') Do tej pory zdarłam napisy i część puzdra, mam w planach dokończyć jej zmianę płci i zapewne tak ją już zostawię do przemalowania. 
Jako, że to jedyna zmiana, to nowe mam tylko zdjęcie podbrzusza, więcej zdjęć i opis w podlinkowanym poście.

22. Rex, ogier dartmoor, czyli rasy która nieustannie myli mi się z exmoor właśnie.
Jak widać model jest w trakcie przemalowania, a dokładniej w czarnej d... lesie. Farba koloru kompletnie nie takiego, mieniąca się i klejąca (na zdjęciach widać nawet przylepione okruchy), z zestawu zabawkowego, który możecie pamiętać. Nie wiem czy nie będę jej musiała kompletnie zmyć zanim wrócę do malowania, bo przedstawia się to bardzo nieciekawie.

23. Ziemniak z kotem, tyle że już bez kota. Czyli w zasadzie u niego niemalże bez zmian, zaczęłam odrobinę zdzierać ,,wysepkę" trzymającą kota. Samego kocura też mam, tylko nie jestem pewna gdzie. Ale nie posiałam go nigdzie, słowo harcerza którym nigdy nie byłam.

24. Nie-schleich czyli twór schleichopodobny udający schleichowego hanowera, jak widać już muśnięty nożyczkami tu i ówdzie. Na razie w zasadzie ciacham go sobie to tu, to tam, bo nadal nie jestem pewna jak głęboko mogę się wbić; a do tego nadal nie wiem, co sama chcę z nim zrobić.

25. Mój ukochany fiord od Safari. Z jakiegoś powodu mam do niego spory sentyment, może to kwestia tego, że długo był moim nr 1 na liście życzeń, a dotąd nieraz marzę jaki to bajkowy książę z niego wyjdzie. Analogia do bajki nieprzypadkowa, bo obecnie mam wrażenie, że siłuję się z brzydką ropuchą.
Jak widać utracił już prawie całą grzywę (ten ostatni kawałek walczy niezwykle uparcie), a po zaciekłej walce urżnęłam mu również ogon (wraz z kawałkiem nogi, choć to jest do wyklepania, więc zbytnio mnie nie martwi).
Powoli zdzieram mu także grzywkę, która jednak dzielnie stawia opór, a do tego coraz bliższy staje się moment, kiedy będę musiała się zająć problemem ułożonych zbyt blisko siebie oczu i drugi, uszu jak u misia, do tego krótkich i cienkich na dole, co daje mi niewielkie pole do manewru.
Przede wszystkim jednak, ten huncwot kojarzy mi się obecnie głównie z tym, że przerabia go się niezwykle trudno, podczas gdy miało być tak pięknie.
Wyszło w praniu, że muszę mu ,,podnieść" (tj wyżłobić w górę) przełyk, a koślawe przednie nogi będą twardym przeciwnikiem; nie chce mi się nawet tykać tej szerokiej klatki i kłody, chociaż miałam w planach zwężenie ich.
Liczę jedynie, że efekt okaże się warty tego potu i łez.

26. Na ostatek został andaluz z zestawu ośmiu breyerowych SMek (zestaw deluxe nr 6058). Te maluchy były moim spełnionym marzeniem, jednak zestawu nigdy nie przedstawiłam, ponieważ ich ,,przedstawiająca" sesja była zarazem ostatnią, którą zdążyłam zgrać zanim padł mój komputer. Niestety, nie zdążyłam przedtem wykorzystać tych zdjęć.
źródło
Decyzja o przeróbce tego pana była dość spontaniczna, jednak nie żałuję. Moim zdaniem zdecydowanie lepiej wygląda bez grzywy. Jak sugeruje wyrwa w ogonie, wszelkiego włosia planuję się pozbyć. Nie wiem jeszcze co wymyślę dalej, po głowie chodzi mi dorobienie nowego włosia z apoksy. Na pewno muszę wygładzić model, bo niestety doznał ran przy wycince grzywy, no i na sam koniec planuję nadać mu nowe barwy.
Nie jest to typowy gumiak, ale siedzi w worku razem z nimi, toteż dostał się do tego posta, w przeciwieństwie do pozostałych skrzywdzonych breyerów.
 
Tak przedstawia się cała armia razem. W kupie siła! 
Smutny to widok, wizualne zobrazowanie mojego zbieractwa i prokrastynacji. Ale w końcu to modele są dla mnie, a nie ja dla modeli.
Przynajmniej już wiem na co więcej nie powinnam wydawać d; Żartuję, teraz zamiast modeli kupuję materiały na sprzęt, których też nigdy nie wykorzystam c'x
A jak Wy oceniacie tę hałastrę? Na razie zmierzają w lepszym, czy jednak gorszym kierunku? Macie swojego ulubieńca? A może na któregoś czekacie najbardziej? Dzielcie się śmiało, może będzie to dla mnie motywacja, by faktycznie któregoś skończyć c; Na razie na tapecie mam lipicana z części I, chociaż nic nie obiecuję.
Chociaż wiem jak sztampowo to brzmi, jestem naprawdę ciekawa Waszych opinii. Dla mnie to była, bądź co bądź, całkiem fajna podróż w przeszłość :)

środa, 1 listopada 2023

Zima zima zima

Dawno, dawno temu pisałam posty regularnie i przedstawiałam figurki tuż po tym jak je dostałam.

Ale było to tak dawno, że najstarsi górale już tego nie pamiętają, a wśród współczesnych krąży pogłoska, że to jedynie mit.

Obecnie mam za to ogromny problem zarówno z pierwszym i drugim, więc oto po niemalże roku postanowiłam opisać konie, które przyplątały się do mnie w poprzednie Święta. Zdjęcia mam ze stycznia jeszcze c'x
No ale cóż, lepiej późno niż wcale, jak to mawiają.

Cała trójka to siwki, chociaż u każdego maść wygląda nieco inaczej.

Na zdjęcie główne wepchał się arabek od WIA, więc niech już sobie będzie pierwszy.
 
Mold został wyrzeźbiony przez właścicielkę Horraw Studio (klik), którą osobiście uwielbiam. Firmowo klacz została opisana jako Arabian Mare - Bloody Shoulder Grey, czyli po prostu siwa klacz arabska z tzw. ,,krwawą plamą" na łopatce.
Krwawa plama/ślad/odmiana czy inaczej piętno Mahometa to pozostałości niewysiwiałej sierści u siwych koni, i te miejsca już nie wysiwieją.
źródło
zdj. Jenny Pond - Forest Arabian Hill

Arabka jest do tego siwa w hreczce, co odróżnia ją od drugiego pana od WIA, którego dzisiaj przedstawię.

Rzeźba jest bardzo dokładna, z wyraźnym zarysem mięśni i żyłek, co jest charakterystyczne dla Horraw.
Jednak mimo że, jak wspomniałam wyżej, jestem fanką dzieł ww. artystki, ta konkretna figurka do mnie nie przemawia. Minusem jej dzieł jest przesyt i niestety, w tym przypadku ten hiperrealizm do mnie nie przemawia.
Kształty są zbyt, tu zbyt wcięte, tam zbyt wystające, nie trafił do mnie sam pysk, mimo bardzo wyraźnie odwzorowanych emocji. Po prostu, tym razem konik nie wstrzelił się w mój gust.
Malowanie jest staranne, ciemniejszy odcień w zagłębieniach włosów, dwa kolory hreczki, białko oka, które jeszcze podkreśla wyraz pyska. Mimo wszystko pozostaje jednak do cna firmowe i mam wrażenie, że ta ,,firmowość" jeszcze bardziej dobija model.
W arabce podoba mi się ogon, ale niestety chyba tylko on. Doceniam staranność wykonania, ale co tu dużo mówić, zwyczajnie nie mój typ. Pozostanę chyba wśród fanek Sharifa.
Model posiada jeszcze jeden mankament, przynajmniej mój egzemplarz ma dziwnie pokrzywione nogi, przez co jest bardzo niestabilny.

Kolejny gość od WIA to kłaniający się iberyjczyk, który jako mold został ochrzczony Vicenzo.
Vincenzo wyrzeźbiła już dawniej Brigitte Eberl i najwyraźniej niedawno upoważniła firmę do sprzedaży jego wersji LB. Sto lat temu pisałam już o oryginalnych rozmiarów Vincenzo w poście Marzenie, które się kłania (klik), chociaż nie spodziewałam się wtedy zupełnie, że jakaś jego kopia może do mnie trafić.
A jednak, oto trzymam w łapkach siwka od WIA.
Ogólnie rzecz biorąc konik mi się podoba, jedynym jego minusem jest malowanie. Wprawdzie tak jak przy koleżance powyżej, zostało zaplanowane bardzo dokładnie, to zaczynam rozumieć, czemu reszta firm stawia na prostotę.
Oczy i kopyta to niestety potworki. Muszę natomiast przyznać, że malowanie puzdra robi wrażenie, w zasadzie to przypomina prawdziwe odcienie na końskiej skórze. 
Z kolei przez udekorowane perłową farbą grzywę i ogon ogier kojarzy mi się z Celestine (klik).
Sama rzeźba jest bardzo dokładna i wydaje się być dość fotogeniczna, chociaż, jak widać poniżej, sprawia pewne kłopoty z wyostrzeniem.
Mam zamiar gościa przemalować, zastanawiam się co zrobić z grzywą i ogonem, bo chociaż są ładne, to wdaje mi się, że firmowy odlew sporo im odjął. Co z tym fantem zrobię, jeszcze nie wiem, ale na pewno tak tego nie zostawię (;

Ostatni na dziś i jedyny odmieniec, bo nie dość że z innej firmy, to do tego ciemniejszy; czyli kłusak orłowski od Collecty.

W razie gdybyście byli skrzywieni tak jak ja i nie moglibyście żyć bez tej informacji, to podaję do powszechnej wiadomości, że klacz nosi numer 88961 i jest nowością na rok 2022.

Mała jest siwa jabłkowita i same jabłuszka zostały zrobione w ciekawy, nietypowy sposób.
Nie wiem, czy mnie to kupuje, ale nie wygląda to źle, no i dostaje plusa za odmienność.
Mamy tu do czynienia z tym co nazywam ,,efektem dwóch koni" - figurka wydaje się być innym koniem od boku i od przodu, czy nawet pod kątem (od ,,półboku", jak niżej). 
 
Nieraz wydawało mi się, że zmyślam z tym efektem, ale dało mi do myślenia, gdy przed chwilą opisywałam modele WIA 
i zdążyłam zapomnieć, że coś takiego w ogóle istnieje - bo one tworzyły spójną całość. Czyli chyba faktycznie u collect i schleichy taki syndrom występuje c;
Klaczka idzie do całkowitej przeróbki, jeszcze sama nie wiem co z nią zrobię. No ale w końcu to gumiak, cóż innego może ją u mnie czekać? (;

Chociaż cykałam te koniki niemalże rok temu, to nadal pamiętam jak się cieszyłam, że udało mi się akurat złapać ten śnieżek, który spadł na dzień czy dwa, w dodatku opady złapały się na samych zdjęciach. Tragicznie zmarzły mi wtedy ręce, więc nie zrobiłam sesji, ale zdjęcia przynajmniej wyszły dobre i nie musiałam ich powtarzać. 

Tym większe przeżyłam rozczarowanie, gdy w domu okazało się, że te zdjęcia to nie są siódme cudy świata c; Zastanawiam się tutaj, dlaczego za każdym razem historia jest dokładnie ta sama, może mam nierealistyczne oczekiwania co do zdjęć? Nie wiem, ale się domyślam d; 

Na szczęście w ciągu tego roku zapoznałam się bliżej z programem do obróbki zdjęć, który był mi potrzebny do pracy i mam nadzieję zlikwidować ten odwieczny problem w niedalekiej przyszłości. Nie chciało mi się już ruszać zdjęć opisowych, wybranych i podpisanych tryliard lat temu, ale podrasowałam nieco te nie-opisowe i zostawiam Was z tym co wyszło :)


Do zobaczenia za kolejne pięć miesięcy d: