sobota, 29 kwietnia 2023

Pora na zmiany

 

To zdjęcie nie ma w sobie nic specjalnego, ale z jakiegoś powodu bardzo je lubię.

 W moim życiu zaszły zmiany. Istotne zmiany. Zmiany które powinny były zajść już dawno.

 Historia jest długa i krótka zarazem, bo lubię mówić o sobie, ale nigdy rzeczy ważnych.

Pamiętacie zapewne, jak zawsze pisałam a potem nagle znikałam z bloga, jak nigdy nie mogłam dojść do ładu z planowaniem postów i jak koniecznie musiałam brać się za customizing, malowanie, sprzęt i ogólnie wszystkie modelarskie dziedziny naraz. Na spółkę z rysunkiem digital, editami, rysunkiem długopisem i fotografią oczywiście.
 
Właśnie zostałam zdiagnozowana na adhd. To znaczy ADHD, pardon.
 
Szłam sobie przez życie myśląc, że wszyscy mają wgrane te same ustawienia, ja po prostu kiepsko sobie radzę. A potem nagle okazało się, że nie.. że nie każdy walczy ze sobą i światem, żeby ukończyć proste codzienne zadania, że ciągłe zapominanie o oczywistościach to nie jest mój brak zaangażowania, że chaos który nieustannie mnie otacza nie jest moją winą.

Nie biorę jeszcze leków, nie chodzę na terapię, nie przełamałam żadnych dotychczasowych schematów. Ale jakimś cudem czuję, że wiele się zmieniło.
 
Z innych rzeczy ostatnio zaczęłam odnajdywać się w pracy.
 
Zanim to nastąpiło minęło pół roku i nie będę kłamać, od samego początku szło mi w tej pracy beznadziejnie. Ale trafiłam do ludzi którzy ciągną cię w górę i jakimś cudem są w stanie przekonać cię, że dasz radę. Więc pobyłam chwilę w ich towarzystwie, porobiłam różne rzeczy do których kompletnie się nie nadaję, i nagle, zupełnie niespodziewanie, zaczęłam się w tym wszystkim odnajdywać.

Nie myślcie sobie, nie zawsze jestem tak zadowolona i optymistyczna. Jeszcze tydzień temu słuchalibyście lamentów jak to znowu w życiu mi nie wyszło.
 
W każdym razie ciągu tych kilku miesięcy zauważyłam ciekawą prawidłowość. 
Niezależnie od tego jak tragicznie mi szło, osoby z zewnątrz zawsze uważały, że w jakiś sposób idzie mi lepiej od nich. Ludzie ze studiów widzieli mnie jako tą, która ma pracę. Dobrą, porządną pracę. Znajomi widzieli mnie jako tą która - jak to mawia jeden z nich - ,,robi rzeczy". Jako kogoś, kto idzie do przodu. I w momencie kiedy ja wyrzucałam sobie, że znowu nie ma mnie w biurze (w którym nie muszę być), że zawaliłam kolejne spotkanie, że zrobiłam dziś jak zwykle za mało, oni uważali mnie za tą która ma dobry start i nieuchronnie zmierza w kierunku sukcesu. Nawet przyjaciel, któremu zwierzam się ze wszystkich moich porażek.
No jakby... Co jest?

Widzicie, dotarło do mnie że wszyscy - albo prawie wszyscy, wy przeklęci szczęśliwcy - ogólnie rzecz biorąc, to nie umieją w życie. Tylko że w momencie kiedy ja leżę na podłodze i płaczę, osoby z zewnątrz podziwiają właśnie jaka to ja jestem we wszystkim dobra.
https://www.facebook.com/284825641552822/posts/dont-forget-while-youre-busy-doubting-yourself-someone-else-is-admiring-your-str/4074087212626627/
Okej, przyznaję że brzmi to jak jakiś marny cytat z social mediów, ale tym co mnie wyjątkowo dotknęło, był fakt, że szło mi okropnie. Beznadziejnie. Tragicznie wręcz. Miałam ochotę zawinąć manatki i wracać do domu. A mimo to właśnie w tym konkretnym momencie osoby postronne zazdrościły mi dobrej passy.

I nagle magicznie zrozumiałam, że ci wszyscy ludzie którzy moim zdaniem świetnie sobie radzą i mają świetlaną przyszłość, osoby które podziwiam i którym tak zazdroszczę, w rzeczywistości mają się zwyczajnie tak samo źle jak ja. 

I jakoś lżej mi się żyje z tą świadomością.

W ogóle ostatnio potknęłam się o kilka takich przełomowych odkryć.
 
Mam adhd - nie umiem NIE myśleć w ogóle (serio, po prostu się nie da), a myśleć trzeba przecież o czymś. Do tego zduszona przez lata nadaktywność zamiast wyrazić się w formie nadruchliwości, przeniosła się do mojej głowy. Efekt: intensywnie rozmyślam o wszystkim, rozkładając każdy szczegół na części pierwsze.

Dochodzę przy tym do różnych wniosków. Głównie na mój temat i na temat mojego otoczenia, ale też naszej szarej rzeczywistości. 

Pominę siebie, jestem na odwiecznej wojnie ze sobą i jak zwykle przegrywam. Zawsze to lepiej niż być na odwiecznej wojnie ze sobą i światem, jeśli mnie spytacie. Ze światem szczęśliwie zawarłam pokój.
 
Podzielę się natomiast złotą myślą na temat relacji z ludźmi: małe czerwone flagi, takie pocieszne czerwone chorągiewki, nadal są czerwone. I wciąż powinny być traktowane jako sygnały ostrzegawcze. Lubimy myśleć, że ja po prostu przesadzam, tak jest zawsze czy u przysłowiowego ,,każdego".
Czerwony kolor to kolor czerwony i oszczędziłabym sobie paru ładnych lat, gdybym zauważyła to wcześniej.

Jak uczy moja historia z adhd, warto także zauważać czerwone flagi w sobie... uwierzcie, nie to nie jest normalne że nie potraficie nic zrobić, chociaż dajecie z siebie wszystko co tylko macie.
Ostatnio mam wrażenie jakbym się wypaliła.
 
Niby to typowe dla adhd, by cięgle coś porzucać i wracać z powrotem, ale jednak, na blogu cisza, figurki leżą w kącie, do tego ostatnio kompletnie nie rysuję. A to robiłam zawsze.
Chociaż z drugiej strony, oto post. Może jednak nadszedł mój czas powrotów.

Wiecie, ciężko to wszystko wyważyć. To całe nie miej do siebie pretensji i tak robisz co możesz i jednoczesne naprawdę rób co możesz, już czasem nie wiem czy powinnam czuć się winna czy próbować bardziej, czy może jednak sobie odpuścić. Zwłaszcza świadomość że niektóre rzeczy wynikają z adhd trochę mi w tym wszystkim namieszała.

Czasem tak ciężko coś sobie wyobrazić, że przestajecie o tym nawet marzyć.
 
Zawsze byłam człowiekiem wielu pasji, bo tak właśnie działa adhd - czytasz książkę i nagle chcesz zostać pisarzem, planujesz skończyć pięć powieści jeszcze w tym tygodniu. Gorzej, że niektóre z tych rzeczy zaczęły mi wychodzić - część przez zwykłą wprawę, inne z powodu tak zwanego drygu. 
No i sami rozumiecie, że kiedy widzi się w czymś potencjał, to chciałoby się rozwijać to dalej.

I ja nadal chcę za dużo w zbyt krótkim czasie, mimo że rozum przytomnie podpowiada mi, że tak się nie da i nie powinnam słuchać mojego adhd. Ale to tylko rozum, w końcu co on tam wie? c':

Często chcę na przekór wszystkiemu, na przekór światu, zrobić jednak to wszystko czego się nie da zrobić na raz. Ale żeby to zrobić musiałabym przestać uważać, że  tak się nie da. Aj, wszędzie te głupie sprzeczności.

Rozumiecie tą ironię, że jako typowa osoba z adhd chcę zmienić świat, podczas gdy przerastają mnie proste codzienne czynności?

I że naiwnie powtarzam ten sam schemat, który nie zadziałał 1 000 000 razy, bo ta próba jest 1 000 001, i tym razem mi wyjdzie?
Tak w ogóle to nauczyłam się o sobie czegoś.
O sobie i o świecie.

Kojarzycie to wszystko, co nas przeraża, te wszystkie rzeczy które trzeba zrobić, ale ciężko zebrać się na odwagę, by im sprostać? Ja mam tego mnóstwo. (Efekt uboczny nieleczonego adhd - irracjonalny lęk) I dzięki mojej ukochanej pracy, nauczyłam się sobie z tym radzić. Nie żadnym magicznym sposobem. Takowego mi brak. Nie radzę sobie wcale dlatego że przestałam wydziwiać, bać się zwykłych rzeczy. Absolutnie. Ani dlatego, że zawsze mi wszystko wychodziło - Boże broń!
Tylko dlatego, że nauczyłam się, że pójdę i to zrobię. I chociaż najchętniej spróbowałabym uciec, ominąć przeszkodę lub rozpłynąć się w powietrzu, to wiem że już milion razy radziłam sobie z tym lękiem. Jakoś. Że już to wiele razy zrobiłam. Jakoś. I że tak samo zrobię to znowu. Jakimś cudem.

Moje motto to idź dalej. Idź przed siebie. Po prostu. Przeszłość jest za Tobą, przyszłość jest przed Tobą, a gdzieś pomiędzy tym wszystkim życie, z którym sobie nie radzisz.
Liczę na to, że leczenie pomoże mi ogarnąć życie - i bloga - i jeśli chodzi o Was to największa zmiana na dzień dzisiejszy.
 
Zaczęła się majówka, okres świąt narodowych, toteż zostawię Was z najbardziej polskim zdjęciem jakie mam i z Leopoldem Staffem, który wyjątkowo - jako że nie lubię poetów - miał w swoim wierszu rację.
 
Oto chodzi jedynie,
 by naprzód wciąż iść śmiało,
 bo zawsze się dochodzi,
 gdzie indziej, niż się chciało.
                                        fragment ,,Odysa", Leopolda Staffa
                                                  w ogóle przeczytajcie sobie cały wiersz bo jest zarąbisty

4 komentarze:

  1. Ła. Kurczę. Przesyłam dużo siły! I dziękuję za trafne spostrzeżenia. Z jednej strony można nie widzieć/nie pamiętać, że podziwiane osoby mają swoje skrywane problemy i to demotywuje, z drugiej strony- świadomość że wszyscy mamy przepsiulkane na swój sposób dobija jeszcze bardziej. A mimo to jakoś się turlamy przez życie. I oby tak dalej.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie to podniosło na duchu, bo zawsze to ja byłam tą gorszą, nie dającą sobie rady i uderzyło mnie nagle, że może jednak tak nie odstaję? Trzymam kciuki, żeby dobrze nam poszło to turlanie ;)

      Usuń
  2. Chyba każdy ma moment w życiu, gdy nazwanie kliku rzeczy po imieniu zmienia wszystko.

    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Mam nadzieję, że dla mnie będzie to właśnie ten moment :)

      Usuń