poniedziałek, 4 czerwca 2018

Nie mam czasu, nie mam czasu, nie mam czasu - czyli krótko co u mnie

Muszę się przyznać, że cierpię na straszny deficyt czasu. Miałam nadzieję wstawić więcej postów na bloga w krótszym czasie, bo już od jakichś... trzech tygodni? mam materiał na dwa posty, z czego żadnego nadal nie ukończyłam. To dość dołujące.

Nie mam czasu przede wszystkim przez szkołę. Koniec roku, wyciąganie ocen, poprawy, rzeczy dodatkowe i wszystkie aktualne sprawdziany kradną mi go strasznie. Drugim powodem jest fakt, że od jakiegoś czasu gdy zaczyna się wolne, kiedy mogłabym akurat coś zrobić, to od razu wyjeżdżam na działkę, co wiąże się z całkowitym brakiem dostępu do bloggera.


A teraz w trochę weselszych barwach, czyli co tam na działce.
Flora rośnie że hej. Niektóre skupiska traw były nawet wyższe ode mnie. Mam tylko 160cm, ale JEDNAK.
Większość zielonej plagi już została ścięta, lecz udało mi się uwiecznić jeszcze jedno nie skoszone miejsce.
A zboże już teraz sięga ponad płot. Plony w tym roku napewno będą obfite, z resztą już są.
Wyjazd na działkę ma swoje plusy, bo (poza oczywiście człowieczymi członkami rodziny) czekają na mnie stęsknione zwierzaki  :)
Kot
Sunie
Jakimś magicznym cudem uchwyciłam i tego wariata, gania jak głupi.

Smutno teraz bez psów w domu. Wchodzisz i nikt Cię nie wita (kto ma czworonogi ten zrozumie ten ból). Nikt nie zje resztek obiadu czy tego co upuścisz na podłogę, nikt nie kładzie Ci się na kołdrze, gdy zasypiasz, za to nadal masz w głowie: ,,Trzeba iść na spacer z psami". Chyba nikt się nie dziwi, że cieszę się znów mając ,,czipsy" przy sobie :)

A teraz historyjka obrazkowa:





Polza jak gdyby niby nic minęła mnie i chwyciła stojącą obok figurkę w pysk, aby oddalić się z nią w miejsce gdzie zwykle gryzie kije...
Ale fajną zabawkę sobie znalazła, nie ma co c;

Ów zabawka to Skleiczynka o imieniu Północ. Zawsze mi się ono podobało, symbolizuje kierunek świata, a zarazem tę najbardziej mroczną i poetycką godzinę. 
Zabrałam także jej "partnera". Chyba (CHYBA) nazwałam go kiedyś Ziko, bo przypominał mi jednego wyścigowca... Wygrał z Ceptonem, skurczybyk. Kojarzy ktoś może? d: 
Ogier niestety zabarwił się od ściany (tak, dziwne, ale prawdziwe). W dodatku jedna noga już przy kupnie była wygięta.


*Ten moment, gdy robisz zdjęcia, żeby pokazać jak model jest brzydki i wychodzi trzy razy ładniej*

Konie mają pomalowane i naprawdę porządnie wyrzeźbione podkowy oraz ładnie zarysowane strzałki.
No i oczywiście nie mają tak ładniej sylwetki jak breyery, przede wszystkim zbyt masywne jak na swoją rasę.
Oba arabki wzięłam na wyjazd, bo postanowiłam W KOŃCU uzupełnić (choć trochę) ten nieszczęsny post Breyer-Schleich-CollectA. Więcej zdjęć i informacji o figurkach znajdziecie TUTAJ.


Z sesji jestem (byłam) bardzo zadowolona. Za to mówiąc szczerze mam mieszane uczucia co do fotografowania Soniakiem. Z jednej strony dobrze jest po prostu wyjść, zrobić konikom zdjęcia i wrócić z materiałem nadającym się do publikacji. Co prawda ten aparat w niektórym świetle jest bezużyteczny, a czasem tęsknię za funkcją MF (my fokus, ręczne ustawianie ostrości), która była w Canonie. Niekiedy trudno jest też uchwycić model w ten sposób, żeby wyszedł tak jak naprawdę wygląda, a nie pod dziwnym kątem (przykładowo z tym trochę się namęczyłam). Przyzwyczaiłam się jednak do tych niedogodności. Czuję się trochę jakbym wyciągała z tego starego metalowego pudełka jego najlepsze umiejętności. Z drugiej strony...
Pomijając fakt, że napewno Sony jest dość ograniczony i najlepszego zdjęcia na świece to nim nie zrobię, to czuję się jakbym szła na łatwiznę. Ma niewiele funkcji i mało ustawień zmieniam w trakcie sesji. Wystarczy tylko odpowiednio się ustawić, a on najpiękniejsze światło wyłapuje sam i już mam zdjęcie cud-miód.

Więc jak to jest: upiększam fotografie słabego aparatu, czy może raczej robię to co jest prostsze?
Nie wiem. Gdy Canon wróci z naprawy napewno jeszcze z nim poeksperymentuję. Czy odstawię na bok wyrób firmy Sony? Nie mam na razie takiego zamiaru. Zobaczymy, co będzie, gdy dogadam się z tworem tej drugiej firmy (w co wątpię).


Canon ostatnio pozytywnie mnie zaskoczył. Jak widać zmieniłam wystrój bloga, bo wśród starych canonowych fotek znalazłam pasującą, która w dodatku - O DZIWO - po wstawieniu na nagłówek się nie rozpikselowała :O

Co prawda kolą mnie w oczy te ni stąd ni z owąd szare literki, ale za to wszystko jest teraz czytelne :D





Do następnego posta - oby już niedługo (:


Nathing

2 komentarze:

  1. Tez znam ten ból kiedy psa nie ma w domu:( Wow to rzeczywiście niezłe ta Twoja trawa urosła!!! U mnie aż taka wielka nie jest... Nie kojarzę Ziko, ale za to tez mam te dwa modele. Mój ogier ma wygięte przednie nóżki, ale ma już na prawdę wiele lat. Ja w ogóle nie korzystam jeszcze z aparatu, robię zdjęcia telefonem, ale chyba dużej różnicy nie ma. Przepiękne zdjęcia, podobają mi się tez ze są w zachodzie slonca, a sama wiesz jak bardzo je kocham;) Najbardziej urzekło mnie pierwsze zdjęcie, jest naprawdę wyjątkowe, z resztą inne też:)

    OdpowiedzUsuń